Ledwo zaczęłaś karierę na scenie, a tu pandemia. Tęsknisz czy cieszysz się z wolnego czasu?
Natalia Hodurek: Nie no tęsknię, choć przez ostatnie pół roku, tuż przed pandemią, nie miałam w pracy ani dnia wolnego. Od września grałam w trzech nowych spektaklach Bagateli. Do tego doszły liczne dublury. Byłam szczęśliwa, że tyle się dzieje, ale też trochę marzyłam o urlopie. Dlatego na samym początku pandemii, ucieszyłam się, że będę mogła wreszcie odpocząć. Dwa pierwsze tygodnie leżałam w łóżku, jadłam, oglądałam filmy, czytałam książki i było cudownie. Ale teraz już mnie roznosi.
„Życie jest snem”, „Żyd z wesela”, „Dialogi polskie” – to produkcje Teatru Bagatela, w których ostatnio brałaś udział. Za którą tęsknisz najbardziej?
NH: Za „Żydem”. To była pierwsza praca, w której tak dobrze pracowało mi się z reżyserem, z Klaudią Hartung-Wójciak.
Na czym polegała ta cudowność?
NH: Na bezpieczeństwie, zaufaniu, dużym komforcie. Czułam, że Klaudia wie, czego chce i w mądry sposób nas po tym prowadzi. Nie było ani chwili, że poczułam się zagubiona, co czasem się zdarza w pracy z innymi.
Drugim powodem, dla którego tęsknię właśnie za tym spektaklem, jest to, że gram w nim z moimi przyjaciółmi. Jest tam Iza Kubrak, Maciek Sajur i nasz cudowny, najcudowniejszy Piotr Różański. Cieszę się, że ta premiera się odbyła, gdyż uważam ją za jedną z najlepszych przygód mojego życia. Dlatego chcę już do teatru i do nich! Do moich ludzi!
A tu tymczasem życie jest snem…
NH: Myślałam o tym, że to wszystko jest jak sen. Jak z naszego Calderona. I swoje sny też mam dziwne. Śniło mi się ostatnio, że mam grać Anię z Zielonego Wzgórza, na spółę z Izą Kubrak.
Czyli jak w rzeczywistości, bo nagrywałyście dla młodych odbiorców Bagateli Anię w postaci audiobooka?
NH: Tak. W tym śnie kupowałyśmy sobie z Izą książki w wielkich tomach. Chodziłam też do apteki losować karteczki, bo można było wygrać Anię, kupując leki. A potem chodziłyśmy z Izą po Rynku i wszędzie nagrywałyśmy audiobooka dla naszego teatru.
Czyli tęsknisz za Żydem, śnisz o Izie Kubrak i Ani z Zielonego Wzgórza. Co jeszcze robisz?
NH: Ponieważ zyskałam trochę czasu, którego nie miałam od dyplomu w AST, wreszcie mogłam sięgnąć po to, co zawsze chciałam zrobić dla siebie. Kupiłam sobie sprzęt do nagrywania. Mam domowe studio, więc gram, śpiewam, komponuję, nagrywam. Tworzę. Ale nie mam jakiegoś celu typu nagranie płyty. Nawet nie wybrałam jednego stylu, w którym robię te piosenki. Taka zabawa. Gram jeszcze na ukulele, guitarele, na pianinie. Uczę się teraz tych instrumentów, bo szkołę muzyczną mam tylko z pianina.
Czy to element „dopełniania siebie”? W jednej z rozmów padło, że aktorzy w wolnym czasie powinni działać, czytać, oglądać, czyli właśnie „dopełniać siebie”. Zgadzasz się z tym?
NH: Zgadzam się i też to robię. Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Teraz w czasach koronawirusa zaczęłam np. słuchać muzyki, której wcześniej nie słuchałam. Mam na myśli hip-hop. Wsłuchuję się w teksty. Ostatnio puściłam sobie nową płytę Problemu i znalazłam tam parę naprawdę świetnych numerów. A zwracam uwagę na wszystko – tekst jest ważny, ale także w muzyce musi się wszystko zgadzać. Polecam piosenkę Domy z betonu. Słucham też dużo Dawida Podsiadło. Oglądam dużo filmów. Jak się zaczęła pandemia, to takich na temat epidemii obejrzałam kilka.
A czy pieczesz chleby?
NH: Tak.
Wiesz, że większość aktorów, z którymi rozmawiam, piecze chleby i ogląda filmy katastroficzne?
NH (śmiech): Nie wiedziałam. Ale w takim razie, żeby zmienić klimat, polecam też serial „Wyjaśniamy” i „Czarne lustro”, które zawsze chciałam zobaczyć, a nie było czasu wcześniej.
Który odcinek „Czarnego lustra” wstrząsnął Tobą najbardziej?
NH: Pierwszy pierwszego sezony! Zrył mi psychikę na tyle, że co jakiś czas do mnie to wraca. Ale obejrzałam też na nowo wszystkie części Harry`ego Pottera. Sięgam również do współczesnego polskiego kina. Oglądałam i czytałam ostatnio Sztukę kochania. Należy tu dodać jeszcze moje rośliny. Nigdy wcześniej nie hodowałam roślinek. Teraz zaczęłam i o dziwo! Żyją. Tylko jeden storczyk odmawia współpracy… Czytam też poradniki i książki o psach, bo planuję mieć niebawem szczeniaczka.
Tęsknota za miłością?
Tak, marzyła mi się miłość od pierwszego wejrzenia i taka na zawsze… Dlatego pomyślałam o psie (śmiech).
Czyli przed Tobą psia wersja miłości w czasach zarazy?
Nawet już trochę za mną. Miłość od pierwszego wejrzenia już zaliczyłam. Ten cudowny osobnik to Jack Russel Terrier. Pod koniec maja już razem zamieszkamy.
A szczeniaczek ma już imię?
Idol, Hamlet, Romeo… zdecyduję, gdy zobaczę go na żywo. Odliczam dni.
Lubisz teatr online?
NH: Nie bardzo. Męczę się, jak oglądam nagrany czy streamingowany teatr. To nie to samo, co doświadczanie teatru na żywo. Nawet gdy oglądałam moje ukochane Do dna w reż. Ewy Kaim z AST, które wcześniej widziałam 9 razy, to wideo mnie rozczarowało. Co innego czytania – audiobooków słucham i chętnie uczestniczę w nagrywaniu czytań.
A boisz się czegoś?
NH: Że kultura umrze, a nas zaczną masowo zwalniać.
Myślę, że nie będzie tak źle, ale posnujmy czarne wizje. Co byś robiła, gdyby zaniknął zawód aktora?
NH: Szyłabym. Na maszynie. Szyłam kiedyś takie świnki-chudzinki, czyli takie płaskie poduszeczki i rozdawałam zaprzyjaźnionym dzieciom i znajomym. A właśnie! Jest jeszcze coś, co Cię może zainteresować. Uwaga! Kupiłam sobie laminator.
Co to jest laminator?
To jest takie urządzenie, które pozwala np. zamykać kolaże w sprasowanej folii. Robię sobie nim różne rzeczy. Np. zakładki do książek. Wycinam z gazet różne elementy, łączę je, laminuję i mam. Chcesz taką?
No pewnie! Przyznaję, że jestem pod wrażeniem Twojej kreatywności. Na koniec powiedz coś naszym widzom. Jakie jest Twoje przesłanie z czasów pandemii?
Walczcie zawsze o swoje szczęście. Moje dotychczasowe, 24-letnie życie potwierdza, że się da. I mam nadzieję, do zobaczenia niedługo w Bagateli!
Dziękuję za rozmowę.
Z Natalią Hodurek rozmawiała Patrycja Babicka