„Tęsknię za lobotomią w Bagateli” – rozmowa z Michałem Kościukiem

Wyobraź sobie, że jesteś współlokatorem Michała Kościuka. Jak go teraz widzisz?

Przede wszystkim widzę, że się ze sobą nie nudzi. Brakuje mu wyjść do kina i teatru, bo to jego ulubione formy aktywności, ale nie podupadł psychicznie w czasach zarazy.

To jak wygląda Twój dzień?

Zacznijmy od tego, że późno wstaję. Budzę się przed południem, bo potrafię kończyć dzień nad ranem. Wypijam dwie kawy, odpalam papierosa i zasiadam do Play Station. Grywam najchętniej w strzelanki, choć nie chodzi mi w tym o przyjemność zabijania, tylko o ćwiczenie zręczności i refleksu. Te z kolei przydają mi się do trenowania tenisa, za którym bardzo tęsknię. Po sesji Play Station sięgam po książkę. Aktualnie przerzuciłem się na kryminały, ale to nie jest w standardzie. Zwykle czytam na raz po kilka książek, ale są to przeważnie biografie.

Co polecasz?

Ostatnio zachwyciła mnie autobiografia Ryszarda Horowitza, ukazująca rzeczywistość od piekła Auschwitz do wspaniałej, twórczej ekspresji w jego fotografiach i pracach wizualnych. Ale teraz postanowiłem przerzucić się na książki, które przenoszą w inny świat na sam czas czytania. Mam ochotę na jeszcze trochę rozrywki, więc Chmielarz, Bonda…

Czyli gry i książki codziennie. Co dalej?

Zdarza mi się często, że nagle wskakuję na rower i jadę przed siebie. A jak nie można było wychodzić to biegałem jak dureń po mieszkaniu. Teraz czasem też to robię. Z przyzwyczajenia pewnie. Jogging po pokojach, skaczę, robię pajacyki. Dobrze, że nikt tego nie widzi (śmiech). Oglądam też teatr online. Ostatnio oglądałem Antoniusza i Kleopatrę z National Theatre w Londynie. Wspaniałe aktorstwo. Z polskich teatrów to Śmierć i dziewczyna z TR Warszawa. No i tak wygląda dzień, a gdy wybija północ, zaczynam oglądać Netflixa lub HBO.

Z czego się można tam pośmiać?

Polecam seriale Great News,  Unbreakable Kimmy Schmidt na Netflixie i Co robimy w ukryciu na HBO.

A ty co robisz w ukryciu?

(śmiech) Większości tego, co robię w ukryciu nie zdradzę, ale mogę powiedzieć, że zacząłem rozmyślać. To pewnie zasługa ciszy dokoła. Cisza na krakowskim Kazimierzu to rzadkość, zwykle słychać miasto i ludzi do rana, a teraz często nie ma żadnych dźwięków. Leżę wtedy w ciszy i myślę. Zaczęły mi się też śnić dziwne rzeczy. Ostatnio śniło mi się, że byłem w Ameryce i musiałem wybrać, czy chcę należeć do gangu Latynosów czy Afroamerykanów. Wybrałem tych drugich. Nie mam pojęcia dlaczego. Śnią mi się też podróże. Bardzo tęsknię za wodą, za morzem. Włączam sobie czasem Travel Channel, żeby pooglądać, jak to było w świecie, w którym można było pojechać, gdzie się chce.

A gdyby tylko dla Ciebie otwarto granice i mógłbyś wybrać dowolne miejsce, w które mógłbyś się przenieść, to co byś wybrał?

Tęsknię za plażą, ale pierwsze skojarzenie to Nowy Jork. Chciałbym pospacerować po pustym Nowym Jorku. Oglądałem dziś – zdaje się nawet na FB – film Nowy Jork z 1911 roku. Podkoloryzowany, ale patrzyłem jak zaczarowany. Taki to miało klimat. Ale po tym Nowym Jorku od razu poleciałbym gdzieś, gdzie jest woda. Uwielbiam gapić się w fale. To dla mnie forma medytacji. Miejsce do rozmyślań.

No właśnie, wspomniałeś, że więcej rozmyślasz. O czym?

Jako że nie mam jeszcze rodziny, zacząłem myśleć właśnie o tym. I nie chodzi o to, że czuję się samotny. To są takie projekcje bardziej, na zasadzie „co by było, gdyby…”.

Trzeba było aż pandemii, żebyś zapragnął rodziny?

Cóż… Wcześniej w moim życiu bardzo dużo się działo w ciągu dnia, tygodnia. Teatr jest angażujący. Do tego serial, życie towarzyskie, podróże. Nie było kiedy się zatrzymać. To się stało teraz.

Odbyłeś jakieś randki online?

Jedną, w komentarzach i w rozmowie na Instagramie, z obietnicą spotkania w realu. Muszę się przyznać, że ja jestem nieśmiałym typem. Nie bardzo bryluję w tym świecie randkowym.

A marzy Ci się fryzjer?

Czasem tak. Gdy patrzę w lustro, mam ochotę ogolić się na łyso. Na razie się powstrzymuję.

O pieczenie chlebów Cię nie podejrzewam, ale masz jakieś nowe umiejętności kulinarne?

Nauczyłem się robić sałatkę jarzynową, co przez całe życie wydawało mi się jakimś tajemnym, niemożliwym do wykonania przedsięwzięciem. Ale musiałem spędzić święta sam, więc wziąłem się porządnie za naukę z mamą na telefonie i wyszło. No i nauczyłem się robić tarte buraczki.

W sensie nauczyłeś się używać tarki?

No buraczki trzeba najpierw ugotować (śmiech). I to właściwie tyle z kuchennych zdolności.

To co ty jesz?

Paczki od rodziców. Uwielbiam. Schabowe, mielone, pierogi, ryba po grecku…

A uczestniczyłeś w jakimś nielegalnym zgromadzeniu?

Oczywiście. Zdarzało się, że nawet z tobą (śmiech). Bycie człowiekiem niestadnym nie może równać się ze zgodą na całkowitą samotność. Zwariowałbym, gdyby nie możliwość spotkania się z niektórymi przyjaciółmi. Bardzo lubię spędzać czas z rodziną Ani Rokity, z którą się przyjaźnię i która blisko mieszka. Zwłaszcza słuchać jej partnera, który jest mądrym człowiekiem. Lubię w nim to, że tak zręcznie przeskakuje z rozmów o szympansach na Immanuela Kanta (śmiech). I jak wiesz, sporo gadamy o teatrze.

Za którą swoją rolą najbardziej tęsknisz? Co byś chciał zagrać jak najszybciej?

Lot nad kukułczym gniazdem, Noc Helvera i Oblężenie. Zwłaszcza ostatni spektakl jest tak aktualny, że powinniśmy go zagrać. Przypomina mi obecny klimat polityczny. „Na kolanach, w błocie, przed nami będziecie…” i takie klimaty. Noc Helvera zagrałbym z uwagi na to, że uwielbiam grać z Anią Rokitą. A Lot… mógłbym mieć codziennie. Mam go we krwi. Z komedii brakuje mi Ryzykownej forsy.

A teorie spiskowe? Uwierzyłeś ostatnio w jakieś?

Tak. Zaczynam wierzyć, że jednak nie było lądowania na księżycu. Pojawiła się we mnie ostatnio taka właśnie wątpliwość, jak obejrzałem jakiś dokument, w którym opowiadano, że to lądowanie odbyło się w wielkim, specjalnie zbudowanym studio w Hollywood. Ale nie wierzę, że Chińczycy zatruli nietoperza, żeby upadła światowa gospodarka. Tak daleko mnie nie ponosi.

Ale wiesz przecież z „własnego doświadczenia”, że można wylądować na księżycu za pomocą lobotomii?

(śmiech) Tak. Marzę o tym, żeby zagrać Lot nad kukułczym gniazdem także z powodu tego fragmentu. Uwielbiam to lądowanie na księżycu, mimo że nie ma mnie wtedy na scenie. Można powiedzieć zatem, że tęsknię za lobotomią w Bagateli (śmiech). Tęsknię też za ludźmi. Za pracą z Gośką Piskorz, Lidką Olszak, Eweliną Starejki, Asią Jaworską i Pawłem Sanakiewiczem.

 A co byś chciał, aby się wydarzyło w Bagateli już po pandemii?

Marzę o tym, by pracować z dobrymi reżyserami. Chciałbym, aby wrócili Ingmar Villqist i Maciek Sobociński. Sobociński w Bagateli wyreżyserował Otella i Hamleta, w których grałem. Lubię, jak Maciek zaczyna budować sztukę już na poziomie czytania scenariusza. Wspaniale nadpisuje didaskalia. Na samym etapie czytania jest to już uczestnictwo w czymś magicznym. Bardzo mi się podoba, jak wizualizuje teksty i dobiera muzykę do spektaklu.

A z kim chciałbyś pracować, z kim jeszcze tego nie robiłeś?

Z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim, bo lubię ich sposób opowiadania historii – niby taki chaotyczny, a klarowny w przekazie. Z Jędrzejem Piaskowskim zapragnąłem popracować, od kiedy zobaczyłem jego lubelskie „Trzy siostry”. Pięknie operuje formą, ma świetne poczucie humoru, smaku. Chciałbym też spotkać się w pracy z Grzegorzem Wiśniewskim. Jest kontrowersyjnym reżyserem, ale spektakle robi genialne. A z filmowych, to mam tak, że gdyby Sorrentino, Tarantino albo Haneke zaproponowali mi rolę,  rzuciłbym wszystko i poszedł.

To zanim pójdziesz, powiedz coś od siebie naszym widzom.

Jak to się wszystko skończy, to się spotkamy. Wiem, że tęsknicie, tak samo jak my. Pandemia pokazała, że bez kultury nie wytrzymamy. A że kultura musi mieć wykonawcę i odbiorcę, to jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

Dziękuję za rozmowę.

Z Michałem Kościukiem rozmawiała Patrycja Babicka.