„Pozbawić aktora sceny to jakby ptakowi odciąć skrzydła” – rozmowa z Anną Rokitą

Za nami już 60 dni bez teatru. Jak Ci z tym?

Anna Rokita: Cudownie (śmiech). Oczywiście żartuję. Bardzo tęsknię za graniem. Pozbawić aktora sceny to trochę tak, jakby ptakowi odciąć skrzydła. Na szczęście nie odczuwam paniki, nie cierpię z powodu wyobcowania. Na szczęście mamy Internet, media społecznościowe i możemy się komunikować ze sobą. Trudno mi sobie wyobrazić izolację bez tego.

I pewnie bez książek, filmów i muzyki?

AR: Przypomniałaś mi moją nauczycielkę wiersza ze studiów. Nieustannie powtarzała, by czas, kiedy aktor nie ma ról, wykorzystać na tzw. dopełnianie siebie. Czasem aktorzy mają długie przestoje. Wtedy ważne, by mentalnie nie zdziadzieć, ćwiczyć umysł, wyobraźnię. Aktor może mieć czas, że gra dużo, a potem nagle nic albo mniej. I właśnie dla mnie ten czas zawsze był na książki, muzykę, filmy. A także na bycie teatralnym widzem. Aktor do swojej pracy, nawet tej, która dopiero ma nadejść, musi mieć skąd czerpać. Także aktualnie dopełniam siebie i cicho wierzę, że niebawem nadejdzie chwila, gdy będę mogła dać ujście temu wszystkiemu na scenie.

Przyznasz, że jest trochę dziwnie – puste miasta, marazm, odosobnienie. Czy w literaturze, po którą sięgasz w tym czasie, jest coś, co nawiązuje klimatem do tego, co dzieje się wokół?

AR: Oczywiście. Gdy tylko kazali nam zostać w domu, niemal od razu całą rodziną, zaczęliśmy oglądać filmy katastroficzne i o klęskach żywiołowych. Szukaliśmy nawet kluczem słowa „epidemia” w tytule. I myślę, że zobaczyliśmy z tej kategorii wszystko.

Polecasz coś szczególnie?

AR: Serial „Pandemia”. Bardzo przypomina to, czego doświadczamy aktualnie. A z książek z całego serca polecam „Bastion” S. Kinga. To wspaniała, wielka literatura. Wielka też dosłownie, bo ma ponad tysiąc pięćset stron. Ale jest tak napisana, że gdy tylko rano otwierałam oczy, musiałam przeczytać choć kilka stron.

Czemu sięgasz akurat po taką tematykę? Coś ci to daje? Uspokaja Cię?

AR: To świetny punkt odniesienia do rzeczywistości. Pojawia się powód do zastanowienia, co ja bym zrobiła na miejscu bohaterów, doświadczających kryzysu, na który nie byli gotowi. Te wszystkie książki i  filmy pokazują też coś innego, według mnie bardzo istotnego, mianowicie długofalowe skutki katastrof, jej następstwa. To, co dzieje się teraz, to dopiero fala uderzeniowa, pierwszy etap. Kryzys dopiero przed nami. Jeśli wierzyć narracjom o pandemiach, to największe zmiany zachodzą w świadomościach ludzi. Oczywiście fikcja literacka często przekracza realizm, straty są często tak wielkie, że aż nieprawdopodobne, fantastyczne. Ale w rzeczywistości również możemy wiele stracić.

A ty już coś straciłaś z powodu koronawirusa?

AR: Poza kasą? (śmiech)

I poza tym, że nie stoisz codziennie na scenie. Coś duchowego, emocjonalnego?

AR: Myślę, że odwrotnie. Póki co, wiele mi ten czas dał. Pozwolił mi poukładać w głowie. Pieniądze są tym, co pozwala nam czuć się na co dzień w miarę bezpiecznie. Większość z nas ma dzieci, kredyty. W obecnej sytuacji ilość materialnych problemów, która dotyka nasze środowisko, jest kolosalna. Ale jest przestrzeń na to, by się zastanowić nad tym wszystkim. By poszukać rozwiązań. Czuję, że ogarniam.

A o czym śnisz?

AR: Ostatnio miałam dziwny sen. Spotykam na spacerze jakichś dwóch panów, którzy do mnie machają, ale ignoruję ich i idę dalej. Potem jestem już w domu, ktoś dzwoni. Okazuje się, że to właśnie ci panowie. Mówią, że coś dla mnie mają. Poza mną w mieszkaniu jest tylko mój przyjaciel i też aktor, Michał Kościuk. Panowie wręczają mi jakiś kluczyk i próbują się dostać do środka. A ja nie chcę ich wpuścić i jestem zła na Michała, że mi nie pomaga. Oni za wszelką cenę chcą wejść, bo niby muszą ten kluczyć włożyć do jakiejś kłódki. Zostawiam więc Michała, żeby plecami trzymał drzwi i idę szukać tej kłódki. W końcu ją znajduję i się budzę.

Emanacja tęsknoty za kolegami z pracy czy podświadoma niezgoda na zamknięcie?

AR: Nie wiem, ale bałam się. Taki mały horror. Ciekawe też, że teraz mam sny, bo nie za często je miewam.

A jest jeszcze coś, co robisz, czego nie robiłaś wcześniej?

AR: Tak. Piekę chleby.

Czyli ty też… To jaki jest przepis na najlepszy chleb według Anny Rokity?

AR: To jest tajna receptura, połączenie przepisów Jagody Pietruszkówny i Kajtka Wolniewicza, aktorów z Teatru Ludowego.

Czyli aktorzy w czasach pandemii  masowo pieką chleby?

AR: To jest super. Mam nadzieję, że już zawsze będę piekła chleby. Mało tego! Dziś przyszła mi grzybnia truflowa do hodowli boczniaków. Zamierzam uprawiać je na balkonie. Tuż obok 30 sadzonek truskawek, które już tam stoją.

 

Widziałam w Internecie, że grasz na ukulele. To też Twoja nowa umiejętność, prawda?

AR: Umiejętność to za wiele powiedziane, ale tak umiem już dwie piosenki na cztery chwyty. Co ciekawe, obie piosenki są na te same chwyty (śmiech). Ale szczerze powiedziawszy, to marzę, żeby sobie pośpiewać. Najbardziej chciałabym zaśpiewać znów „Pitawal”.

A poza „Pitawalem”, do których swoich ról w Teatrze Bagatela najbardziej tęsknisz?

AR: Bardzo chciałabym zagrać też „Układ”, wyreżyserowany u nas przez Michała Kotańskiego. Lubię ten spektakl i tematy, jakie podejmuje. Pociągające jest dla mnie wnikanie w kryzys osobowości Ediego. Florence, którą gram w tym spektaklu, to rola, z którą lubię za każdym razem na nowo się mierzyć. Zmieniam się, dojrzewam i mam wrażenie, że jest to dla mnie za każdym razem nowe wyzwanie. Teraz po pandemii, mam znów inne spojrzenie na nią. Dlatego pogrzebałabym w niej chętnie na nowo.

A nie pośmiałabyś się razem z widzami komedii?

AR: Pewnie, że tak. Uwielbiam grać „Pomoc domową”. To doskonała komedia i mam w niej też super towarzystwo na scenie. No i wiem, że widzowie również ją kochają.

Na początku pandemii Internet stał się chwilo miejscem prezentacji ekspresji twórczej wielu aktorów. A potem, po wielkim boom, nagle jakby ucichło i cichnie coraz bardziej. Myślisz, że może chodzić właśnie o fizyczny brak widza?

AR: Na początku kwarantanny faktycznie ludzie przenieśli się twórczo do Internetu, ale mam wrażenie, że ta obecność szybko zmęczyła obie strony, zarówno twórców jak i odbiorców. I to jest ta pozytywna strona mojego zawodu. Ludzie tęsknią do bliższych kontaktów. Potrzebujemy siebie na wzajem. I jest to potrzeba niemalże fizyczna. Dajemy radę na miesiąc czy dwa odseparować się i oczywiście człowiek wiele zniesie. Ale tęskno, oj tęskno…

No właśnie, a za czym najbardziej? Za próbami i tworzeniem nowych rzeczy, za kontaktem z publicznością?

AR: To jest złożone. Tęsknię za wszystkim po trochu, ponieważ to są zupełnie różne przeżycia. Marzą mi się próby wznowieniowe. Wszystko jedno do czego. Chcę wreszcie spotkać koleżanki i kolegów z Bagateli.

A gdyby nagle weszło rozporządzenie, że możemy wracać, ale pod warunkiem, że gramy w maseczkach?

AR: Myślę, że dałoby się grać w przyłbicach, bo widać w nich twarz. Jeśli taki byłby warunek powrotu do teatru, to ja jestem za. Zwłaszcza, że to też mogłoby być ciekawe. Wymagałoby nowego spojrzenia, kreatywności. Bo nie wszystko da się zagrać tak samo w maseczce, jak i bez. Np. scena pocałunku wymagałaby nowego pomysłu. Myślę też, że wszyscy by zrozumieli konieczność dokonywania takich zmian.

A wiemy, że aktorzy są szczególnie odporni na zmiany.

AR: Są ich nauczeni. To też element specyfiki tego zawodu, ponieważ gramy często np. trzy różne spektakle dziennie. Musimy zmieniać się jak kameleony, nie tylko zewnętrznie, ale też psychicznie. Np. koledzy rano grają bajkę, w której są dziećmi, popołudniu farsę, a wieczorem poważną sztukę – dajmy na to – o samotności.

Samotność, izolacja, niepewne jutro – czy w swojej aktorskiej karierze, na scenie, byłaś kiedyś w takim świecie? Byłaś bohaterką, która zmagała się z taką historią?

AR: W „Barbello” w reż. Małgorzaty Bogajewskiej wszyscy byliśmy zamknięci w czyśćcu, stojąc w kolejce, w oczekiwaniu na coś, co ma się dopiero wydarzyć. Tak samo w „Tacie” mamy do czynienia ze światem, w którym ludzie żyją razem, a jednak gdzieś tam każdy jest wewnętrznie samotny.

Ojej, naprawdę tęsknię za tym starym światem, za teatrem i widzami.

Masz jakieś przesłanie dla nich?

AR: Po pierwsze życzę nam wszystkim więcej uważności na siebie i na to, co dokoła. Dobrze by było, gdybyśmy wyciągnęli z tej sytuacji jak najwięcej wniosków. Bo mam wrażenie, że tak już wyeksploatowaliśmy naturę, że ona zaczyna się buntować. No i, drodzy widzowie, jak to wszystko się skończy, wracajcie do nas. Przeżywajmy razem, bawmy się, śmiejmy się i płaczmy razem.

Dziękuję Ci za rozmowę.

Z Anną Rokitą rozmawiała Patrycja Babicka