Słyszałam, że się rozgościłeś w tej pandemii i nie chcesz, żeby się skończyła?
Kto mnie wydał? (śmiech) Jest w tym troszeczkę prawdy. Miałem, odpukać, dobry sezon – najpierw premiera spektaklu Nadchodzi chłopiec w Starym, potem od razu „Żyd” z Wesela i niemal z dnia na dzień wejście w próby do Dialogów Polskich Mikołaja Grabowskiego – obydwie produkcje w Bagateli. Także ponad pół roku spędziłem głównie w teatrze. Z końcem lutego miałem ostatnią premierę. Po tym intensywnym czasie pracy, pierwsze dni pandemii traktowałem jako prezent, jak wakacje, które mi się należały.
Czym wypełniałeś ten czas?
Dowiedziałem się na przykład, czym się różni patelnia od garnka.
Jakie nabyłeś umiejętności?
Nauczyłem się robić zapiekankę z bakłażana. Do mistrzowskich poziomów opracowałem też kilka innych dań, np. bolognese. Uważam to za wielkie osiągnięcie. Odkryłem też, że na śniadanie można zjeść coś innego niż kanapkę z serem. Okazuje się, że taką kanapkę można podgrzać i już jest inaczej (śmiech).
A chleby pieczesz?
Nie, choć miałem taki zamiar. Spotkałem się raz nielegalnie z Izą Kubrak, która akurat piekła chleb i było to inspirujące wydarzenie. Ale na razie się tego nie podejmuję. Na szczęście mam dobry argument – niesprawny piekarnik.
Kulinaria to tylko mały wycinek Twojej rzeczywistości. Słyszałam, że zamierzasz napisać doktorat z Zooma jako narzędzia do komunikacji i nauczania?
Tak (śmiech). Rzeczywiście, bardzo dużo czasu pochłania mi szkoła teatralna i zajęcia ze studentami. Mam teraz trzy razy więcej pracy niż miałbym normalnie, ponieważ materiał, który wcześniej mógłbym robić w grupach, teraz muszę realizować indywidualnie.
A czego uczysz w AST?
Prowadzę zajęcia z prozy na pierwszym roku i z wiersza na drugim.
Jak się uczy aktorstwa przez Internet?
Zaczynasz od wygonienia z domu wszystkich współlokatorów. Można im też podać tabletki nasenne (śmiech). Mówiąc poważnie, nie czuję strat wynikających z tego, że nie widzimy się na żywo. Praca idzie do przodu. Myślę, że i moi studenci, i ja czegoś się nauczyliśmy. Co więcej, praca zdalna nie jest w tym zawodzie rzadkością. Od kilku lat to norma, że nagrywa się na casting „selftape” we własnym domu lub odbywa castingi online. Ja musiałem się tego uczyć latami – studenci przez ostatnie miesiące mieli z tej pracy przyspieszony kurs. To im się z pewnością przyda.
Czyli Zoom sprawdza się jako narzędzie do nauki. A uważasz, że może się nadawać do prezentowania teatru?
Myślę, że nie. Szczerze mówiąc, większość projektów, organizowanych przez teatry online nie wywołuje we mnie pozytywnych wrażeń. Gdy oglądałem w Internecie spektakle – nawet te, które uwielbiam i które wcześniej po pięć razy widziałem na żywo, nie oddziaływały na mnie w ten sam sposób. Teatr internetowy pozostawia mocny niedosyt. Kolejnym przykładem jest moja wspaniała grupa Impro KRK, która po czterech latach grania improwizowanych spektakli próbuje swoich sił online. Staramy się działać w sieci, ale czuję, że to nie do końca to, o co nam chodzi. Traktujemy to jako jakiś etap, ale jak w każdym projekcie online – brakuje mi kontaktu z widzem z krwi i kości.
Co byś najchętniej zagrał w kontakcie z żywym widzem?
Najbardziej chyba Dialogi Polskie, bo najwyższy czas przypomnieć sobie te tony tekstu, które tam wypowiadam (śmiech). Z przyjemnością też zagrałbym „Żyda” z Wesela czy Szukając Romea – obydwa w reżyserii Klaudii Hartung-Wójciak. Tęskni mi się też za bagatelową Szklaną menażerią.
Dlaczego akurat za tymi?
Myślę, że chodzi i o tematy, i o zadania, które muszę wykonać, grając te spektakle, ale też przez kontakt z ludźmi z obsady i przez wspomnienie tego, jak wyglądała praca. Tęsknię też za Nadchodzi chłopiec w Starym, bo to za każdym razem jest dla mnie bardzo ważna pięciogodzinna podróż przez niezwykły świat wykreowany przez Marcina Wierzchowskiego.
A czy któraś z granych przez Ciebie ról ma podobne doświadczenie, jak Polacy teraz? Pytam nie tylko o pandemię, ale też o niepewność społeczno-polityczną?
Najbardziej rola Ludwika z Dialogów Polskich. Ludwik żył prawie trzysta lat temu. W naszej historii odwiedza swojego brata w Polsce po wielu latach nieobecności w kraju i bardzo brutalnie komentuje rzeczywistość, którą zastaje. Za każdym razem, gdy wracam do scenariusza, czuję jak nakładają mi się kalki z aktualnej rzeczywistości. To uderzające, gdy sobie zdamy sprawę, że nic się w Polsce nie zmieniło poza językiem. I mimo, że tam mamy nadobne panny i waćpanów, a dziś panie i panów, to wszystko jest takie samo w materii relacji między ludźmi a otoczeniem. Czasem, gdy rozglądam się wokół i patrzę na na polską rzeczywistość, czuję się dziwnie. Zadaję sobie wtedy pytania: Jak to się stało? i Kiedy to się stało?.
Myślisz, że to może wynikać z tego, że wszystko w świecie się zmienia, poza ludzkimi namiętnościami – np. potrzebą władzy, posiadania itd.?
To prawda, władza, polityka, z drugiej strony silne uczucia takie jak miłość, są to pojęcia, które zawsze będą grać ludziom na nosach.
Zrobiło się poważnie. Dla rozluźnienia atmosfery zapytam Cię o Koronapoly…
(Śmiech). Tak, to bardzo ważny projekt, który powstał z głodu socjalizacji. Zamarzyło nam się z narzeczoną i współlokatorką zagranie w Monopoly, w które nie graliśmy już wiele lat. No ale nie mieliśmy tej gry. Stwierdziłem, że jako artysta z niepewnym jutrem, nie wydam kasy na taką fanaberię, jak Monopoly, więc ukradliśmy karton z klatki schodowej i stworzyliśmy własną wersję gry. W naszej wersji np. z kart na stole można wylosować koronawirusa i jest to gorsze niż więzienie – trzeba stać dwie kolejki i płacić na maski. Zamiast kolei są cztery teatry. Zdarzyło mi się być właścicielem wszystkich czterech naraz. No ale jak ktokolwiek z gry złapie wirusa, to teatry zostają zamknięte, więc nie zawsze ich posiadanie okazuje się opłacalne.
Świetne! Czyli mieszkasz z dziewczynami i się nie nudzisz?
Nudy nie ma, ale dom dzielę między Warszawę i Kraków. Teraz jestem w Warszawie. Ten okres jest dla mnie bardzo ważny, bo mogę więcej czasu spędzać z narzeczoną, z którą przed pandemią, z uwagi na zawodowe obowiązki, nie mogłem się widzieć zbyt często.
Pandemia ma moc weryfikowania związków i siły miłości. Jak jest u Was?
Ku naszemu zdziwieniu nie pozabijaliśmy się. To było dla mnie tak duże odkrycie, jak to z gotowaniem (śmiech). A poważnie, to wiem, że mam szczęście, ponieważ po rozmowach z przyjaciółmi czy ze studentami wiem, że dla niektórych czas pandemii to walka z samotnością, depresją albo np. konieczność powrotu do domu rodzinnego, w którym nie zawsze wszystko jest w porządku. Ja jestem wdzięczny, że mam wokół siebie bliskich ludzi, a także bardzo dużo różnych zajęć, które powodują, że właściwie jestem w rytmie pracy, a nie urlopu.
A komponujesz?
Tak. Właśnie zrobiłem rano piosenkę na hot16challenge.
O czym w niej opowiadasz?
O moim „ulubionym” ostatnio projekcie, tj. o Kulturze w Sieci. Mam dreszcze myśląc, jak traktuje się kulturę w naszym kraju.
Masz żal do systemu, że nas nieodpowiednio chroni i wspiera?
Oczywiście, że mam. Sam fakt, że robią dla nas konkurs, jest już karygodny. Jak przełożymy to na inny sektor, to brakuje analogii. Przedsiębiorcy nie musieli stawać w konkursie, żeby dostać wsparcie od rządu. A jest przecież wielu artystów bez etatów, którzy nie mają co do garnka włożyć. I co…? – teraz wszyscy oni stają w konkursie. Część z nich pieniądze dostała, a część nie i to są też trudne rozmowy. To tak, jakby zrobić konkurs wśród głodnych dzieci i powiedzieć, że to, które napisze bardziej przekonujący wniosek, dostanie miskę ryżu. I o tym napisałem swój tekst, bo mam z tego powodu wielką niezgodę w sobie, wręcz frustrację.
A o jakich rolach jako aktor marzysz, gdy już wrócimy do życia?
Na większość ról, które marzyłbym zagrać, jestem jeszcze za młody. Np. Rogożyn z Idioty Dostojewskiego albo Ryszard III Szekspira to chyba role, o których marzy każdy młody aktor. To chyba tak, jak chłopcy, którzy chcą zostać strażakami.
Nie do końca wierzę, że każdy chłopiec ma takie ambitne marzenia. A z jakimi reżyserami chciałbyś popracować?
Jest bardzo wielu reżyserów, którzy są dla mnie istotni i praca z nimi byłaby z pewnością ważnym punktem w rozwoju. Pozazdrościłem np. mojej narzeczonej pracy z Kornélem Mundruczó. Jego Cząstki kobiety, to jeden z najpiękniejszych spektakli, jakie widziałem w życiu. Dużo ostatnio miałem do czynienia z teatrem formalnym. Tęskni mi się do pracy z kimś, kto poprowadziłby mnie przez świat bardziej zbliżony realizmowi, taki z potrzebą głębszego, bardziej psychologicznego budowania fundamentów postaci, np. z kontekstem rodzinnym w tle. Chciałbym pracować nad czymś, co wymaga ode mnie więcej pracy od środka, co pozwoliłoby mi się przesunąć w zupełnie inne, nieznane rejony własnej osobowości.
A za kim tęsknisz z Bagateli? Z kim byś popracował?
Oczywiście zawsze chętnie spotkam się i w pracy, i na kawie z przyjaciółkami, z którymi znam jeszcze ze szkoły teatralnej – czyli z Izą Kubrak i Natalią Hodurek. Tęsknie też za Kają Walden, z którą zawsze świetnie się dogadujemy. Tęsknie za największym cudem świata – Piotrem Różańskim, z którym każda rozmowa telefoniczna, którą odbywamy w czasie pandemii prowadzi mnie do płaczu ze śmiechu. Chętnie popracowałbym np. z Darkiem Starczewskim, który przygotowywał mnie jeszcze w liceum do egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej. Przyznaję, że się go wtedy bardzo bałem i do niedawna czułem do niego z tego powodu pewien dystans. Praca przy Dialogach zmieniła tę relację – okazało się, że nie jest już surowym profesorem, a super kolegą i partnerem na scenie. Tęsknię też za Przemkiem i Anią Brannymi i ich inteligencją, poczuciem humoru i życzliwością.
Za czymś jeszcze tęsknisz?
Za moją kochaną rodziną, z którą się nie widywaliśmy ostatnio prawie wcale z powodu bezpieczeństwa. Na szczęście wszyscy mają się dobrze. Cieszę się bardzo, że mam wspaniałych rodziców, siostry i swoją narzeczoną i że wszyscy – odpukać – są zdrowi. Dzięki nim czuję się silny i bezpieczny. Miłość jest w życiu bardzo ważna. Każdemu jej życzę, choćby i w nadmiarze!
I to piękna puenta. Dziękuję za rozmowę.
Z Maciejem Sajurem rozmawiała Patrycja Babicka.