„Idąc do Żabki, myślę: Ahoj przygodo!” – rozmowa z Małgorzatą Verą Piskorz

Zwykle o tej porze roku Vera Piskorz zamieszczała w social mediach zdjęcia z jakichś rajskich wakacji. Co pokażesz w tym roku, skoro nie masz aktualnych zdjęć rajskich plaży?

Jeszcze nie jest powiedziane, że nie zamieszczę tegorocznych zdjęć (śmiech). Wciąż jestem pełna nadziei, że nie wszystko stracone. Śledzę doniesienia dotyczące otwarcia granic i wyobraź sobie, że dotarłam do informacji, że za dwa tygodnie Tanzania będzie otwierać swoje, czyli może uda mi się spełnić   marzenie o powrocie na Zanzibar, w którym zakochałam się bez pamięci.

Nie boisz się planować podróży?

Nie, wcale. Oczywiście zobaczymy, co się zdarzy, ale bardzo bym chciała. To właściwie teraz coś, na co najbardziej czekam.

A jak udało Ci się przetrwać te wszystkie dni izolacji?

Oglądałam zdjęcia z przeszłości, podróżowałam palcem po mapie. Na szczęście, mimo miłości do podróżowania, jestem też domatorką, więc nieustannie szukałam złotego środka między niemożliwymi do zrealizowania pragnieniami a aktualną rzeczywistością. Nie jest to łatwe, bo bycie domatorem zupełnie inaczej wychodzi, gdy wiesz, że możesz wyjść z domu, kiedy chcesz, a inaczej, gdy cię w nim zamkną jak w więzieniu.

To jak spędzałaś czas w swoim więzieniu?

Od dłuższego czasu ostro trenuję z Chodakowską.

Czyli właścicielka najwęższej talii wśród aktorek Bagateli po prostu zaleca wycisk?

E tam wycisk. Wystarczy zwyczajny trening sześć razy w tygodniu. Ja lubię ćwiczyć z Chodakowską, bo ona jest po prostu skuteczna. Polecam dostęp premium do treningów z nią oraz BeActive Tv. Codziennie Chodakowska prowadzi też na Instagramie treningi na żywo.

A ten sport to dla Ciebie bardziej obowiązek czy przyjemność?

Zdecydowanie to drugie, choć patrząc na moje zaangażowanie, myślę, że się od tego trochę uzależniłam. Bardzo dobrze się czuję po takiej codziennej dawce sportu. Jestem w stanie się zmobilizować do działania o każdej porze dnia i nocy.

A co poza sportem wypełnia Ci teraz czas, kiedy nie chodzisz do teatru?

Wykupiłam sobie dostęp do Netflixa i wciągnęłam się w seriale. Z powodu Domu z papieru wręcz oszalałam. A szczególnie na punkcie boskiego Rio (śmiech). Ten serial i okoliczności jego powstania to też świetna opowieść o aktorstwie, które przerasta oczekiwania samych grających. Cudowne jest to, jak sława zaskoczyła tych hiszpańskich aktorów. Cały świat szaleje i słusznie, bo serial jest doskonały.

W Bagateli grasz w wielu komediach, których tematem albo istotnym wątkiem są relacje damsko-męskie. Jak wiele jest prawdy o ludziach i uczuciach w tych farsowych odsłonach miłości?

Relacje w komediach są oczywiście bardzo przerysowane i wypaczone. Ale ekstremalna parodia, wyśmianie tych ludzkich przywar, które na to zasługują, skłaniają do myślenia. Czasami jest to śmiech przez łzy. Samo życie wydaje mi się mniej przewidywalne. Historie miłosne w życiu są zwykle tym sto pierwszym scenariuszem, a my wymyśliliśmy ich wcześniej sto. Tym, co pokazują komedie, jest pewna wiedza, że relacje wszystkich ludzi są niedoskonałe.

To czym jest doskonała miłość?

Siła miłości tkwi w jej niedoskonałości (śmiech). Ja jestem niewyobrażalnie niepoprawną romantyczką. Mam to po tacie, który jest chodzącym sercem. Tata dobrze się dobrał z mamą, bo ona jest z kolei rozumem. I dzięki temu ich związek jest udany. Uzupełniają się i dzięki temu mogą złapać w swojej relacji równowagę, która jest podstawą dobrego małżeństwa. Niemniej jednak nie oznacza to, że jest spokojnie i bez kłótni (śmiech). Życie niestety nie jest łaskawe dla ludzi-serc, bo łatwo jest podciąć im skrzydła. I okazuje się, że moje życie, które chciałabym, aby wyglądało jak amerykańska komedia romantyczna, w efekcie jest zupełnie inne, dużo trudniejsze. Szczerze mówiąc, myślę, że nie istnieje coś takiego, jak miłość idealna,  pomimo tego, że jestem niepoprawna romantyczką. Akceptacja takiego stanu rzeczy pozwala na mniejsze rozczarowania. Poza wszystkim też, sądzę, że trzeba mieć cholernie dużo odwagi, żeby kochać.

A uważasz za prawdziwe powiedzenie, że „jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą…”?

Tak i na szczęście ja mam twardą – nie tylko dlatego, że jest umięśniona (śmiech), ale też dlatego, że jestem silną kobietą. U nas to rodzinne. Siostra, mama, babcia – to opoki naszej rodziny. Silne, ale dobre i emocjonalne. Takie kobiety kocham najbardziej.

A którą rolę żeńską byś sobie zagrała w Bagateli?

Pomoc domową.

Bo?

Bo to główna rola (śmiech). Zagrałabym sobie też Boeinga…, bo gram tam z Kościukiem, a uwielbiam z nim grać, choć to czasem bardzo trudne, bo się gotujemy. I choć takie „gotowanie się na siebie” jest twórcze, to czasem ciężko to znieść osobom trzecim.

A za pracą z kim jeszcze tęsknisz?

Lubię pracować z Eweliną Starejki, Anną Rokitą, Markiem Kałużyńskim, ale teraz jest tak, że zagrałabym nawet Mayday, w którym na scenie jestem niecałą minutę. Brakuje mi wyjścia z domu do czegoś, do jakiejś pracy, której efektem są emocje widzów.

Teraz miałaś okazje wziąć udział w internetowym czytaniu Ich czworo Zapolskiej w reż. G. Castellanosa. Cieszyła Cię ta produkcja?

Bardzo. Choć dała tak naprawdę minimalny zastrzyk energii. Wolałabym musieć iść do teatru, ale udało się spotkać twórczo z zespołem i to jest cenne. Ale samo wyjście z domu zaczęłam traktować za każdym razem jak przygodę. Idąc do Żabki, maluję się i myślę „Ahoj przygodo!” (śmiech). A mówiąc serio – bardzo brakuje mi kontaktów z widzami, tej energii między sceną a publicznością.

A gdybyś miała pomarzyć jeszcze więcej – masz jakąś rolę, którą chciałabyś zagrać?

Bardzo lubię farsy i jako że jestem aktorką komediową, najwięcej ról dostaję takich. Ale zagrałabym sobie Szekspira. Oczywiście najchętniej Julię, bo to marzenie każdej aktorki. Tyle, że to musiałaby być jakaś odważna koncepcja reżyserska, bo obawiam się, że do klasycznego ujęcia jestem nieco za stara (śmiech).

A jest jakiś reżyser, z którym chciałabyś zagrać?

Podążę za marzeniami Michała Kościuka i chętnie zagram razem z nim u Tarantino. A poważnie rzecz biorąc, chciałabym spróbować pracy z Ingmarem Villqistem, bo nie miałam okazji, a znam jego realizacje w naszym teatrze i opinie kolegów. Lubię też pracować z Maciejem Wojtyszką. Miałam okazję poznać go w pracy przy Czego nie widać u nas.

A z kimś, kto u nas jeszcze nie pracował?

Z Agnieszką Glińską. Podoba mi się jej język, sposób obrazowania.

A o czym marzysz?

No o piaseczku. Może nie nad Bałtykiem, bo to nie moja bajka. Pociągają mnie kraje egzotyczne. Poza tym, gdy byłam w Indonezji, poznałam smak surfingu. Marzy mi się kolejny level, tj. kitesurfing. Ponadto, tęsknię za ukochaną Hiszpanią, a w szczególności za Malagą i Andaluzją. O Andaluzji mogłabym już napisać doktorat – tak kocham to miejsce. Czekam, aż przyjdzie moment, kiedy się da zaplanować wakacje, kiedy nas otworzą.

A zamknięcie których miejsc, poza granicami i teatrem, odczułaś równie dotkliwie?

Knajp (śmiech). Uwielbiam spotkania z ludźmi, jestem towarzyska. Dzięki knajpom poznałam wspaniałych ludzi, z nietypowymi pasjami, itp. Nie brakuje mi fryzjera, bo mam naturalne włosy. Kupiłam sobie też rower i odkrywam uroki jeżdżenia po polu.

A jakie przesłanie masz dla naszych widzów?

Nie zapominajcie o kulturze, bo bez niej byśmy nie przeżyli. I może rząd w to nie wierzy, ale my wszyscy (artyści i odbiorcy) wiemy, że właśnie dzięki kulturze udało nam się przetrwać najgorsze momenty podczas pandemii.

Dziękuję za rozmowę.

Z Małgorzatą Verą Piskorz rozmawiała Patrycja Babicka.